Życiorys dr Wandy Półtawskiej
Wanda Półtawska, Wanda Wojtasik, dla znajomych Dusia, od chwili
małżeństwa Półtawska, urodziła się w Lublinie dnia 2 listopada 1921 roku jako
najmłodsza z trzech sióstr.
Chodziła do znakomitej szkoły SS. Urszulanek. W chwili wybuchu wojny była
uczennicą drugiej klasy liceum. Swoich nauczycieli wspominała ze czcią i podziwem,
a ze swoją ówczesną wychowawczynią i dyrektorką Matką Bożeną Szerwentke,
współpracowała potem i przyjaźniła się po wojnie, aż do jej śmierci. Była pierwszą
uczennicą w klasie, przy czym wcześnie i od pierwszej klasy z zapałem
zaangażowała się w harcerstwo. W wieku lat 15, na obozie harcerskim, została
drużynową, gdyż była najmłodszą wiekiem, ale najstarszą stopniem uczestniczką.
Z chwilą wybuchu wojny natychmiast z grupą harcerek zajęła się służbą pomocniczą,
przede wszystkim jednak rzuciła się do ratowania książek ze zbombardowanej
księgarni. Z nastaniem okupacji przystąpiła od razu do konspiracyjnej walki jako
łączniczka, uczestnicząc jednocześnie w tajnym nauczaniu. Pewne epizody ze
swoich czasów szkolnych i konspiracji, a także ze swych doświadczeń w
poradnictwie, opisała w opowiadaniach „ Stare rachunki” i „ Z prądem i pod prąd”.
W lutym 1941 została aresztowana przez Gestapo i osadzona w więzieniu na Zamku
Lubelskim, a 22 września przewieziona do obozu koncentracyjnego Ravensbrück
w Meklemburgii, a w marcu 1945 do Neustadt-Gleve, gdzie przebywała do końca
wojny, tj. do 8 maja 1945r.; cudem uratowana, gdyż z powodu wyczerpania głodem
wyrzucono ją już do trupiarni. W obozie została zoperowana doświadczalnie przez
niemieckich lekarzy w pierwszej grupie ravensbrückich „królików”.
Po powrocie do domu co noc śnił się jej obóz, tak że spanie stało się męczarnią.
Jedna z nauczycielek poradziła jej spisanie swoich wspomnień. Uczyniła to – i
pomogło; a po dwudziestu latach tekst ten wydany został najpierw w Polsce, a potem
przetłumaczony na języki: japoński, angielski, niemiecki i włoski („ I boję się snów” ).
Rzucona z otaczającego ją świata miłości i przyjaźni w atmosferę okrucieństwa
gestapowskiego więzienia i hitlerowskiego kacetu nie poczuła nienawiści, tylko
ogromne zdziwienie: jak jest możliwe, aby człowiek człowiekowi mógł zadawać takie
cierpienia? Postanowiła więc zostać psychiatrą, aby spróbować to zrozumieć i móc
ludziom pomagać. Zresztą duża część jej koleżanek obozowych studiowała potem
medycynę. Nie mogąc znieść spotkań z rodzinami zabitych koleżanek – którym
musiało nasuwać się pytanie: czemu ona wróciła, a tamte zginęły? – rozpoczęła
studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie (we wrześniu 1945);
ukończyła je w roku 1951.
Z Andrzejem Półtawskim pobrali się 31 grudnia 1947, a ich córki urodziły się kolejno
w latach: 1951 (Kasia), 1954 (Ania) i 1958 (bliźniaczki Basia i Marysia).
Pracę lekarza rozpoczęła w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie koło Krakowa w
lutym 1952, a już w kwietniu, otrzymawszy stypendium specjalizacyjne w psychiatrii
przeniosła się do Kliniki Psychiatrycznej Akademii Medycznej w Krakowie, wydzielonej wówczas z Uniwersytetu Jagiellońskiego jako osobna uczelnia, gdzie
pozostała do roku 1968, przechodząc kolejne stopnie asystenta, starszego asystenta
i adiunkta, ordynatora oddziału, równolegle zaś oba stopnie specjalizacji i doktorat
(1964). Przez 18 lat (1954-1972) działała w Poradni Wychowawczo-Leczniczej
Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Prowadziła badania tzw. „dzieci oświęcimskich” – ludzi, którzy jako dzieci trafili do
obozów koncentracyjnych. Opracowała też metodę „psychoterapii obiektywizującej”,
opartą na uświadamianiu nieprzystosowanej młodzieży jej miejsca w rodzinie i
społeczeństwie. Zajmowała się też, w oparciu o swe doświadczenia w poradnictwie,
wpływem przerywania ciąży na psychikę kobiety oraz wpływem postawy
antykoncepcyjnej na współżycie małżeńskie i rodzinne.
W kwietniu 1969 zwolniła się z Kliniki, aby poświęcić się przede wszystkim
poradnictwu małżeńskiemu i rodzinnemu. Przez 42 lata (1955-1997) wykładała
medycynę pastoralną na Wydziale Teologicznym, a potem na Akademii Papieskiej w
Krakowie. W latach 1981-84 wykładała też medycynę pastoralną w Instytucie Jana
Pawła II przy Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. W roku 1967 zorganizowała
Instytut Teologii Rodziny przy tymże Wydziale i kierowała nim przez 33 lata, szkoląc
młode małżeństwa i narzeczonych (dwuletnie studium z comiesięcznymi sesjami)
oraz księży. W ten sposób rozpoczęła się jej niejako oficjalna działalność na terenie,
który jest odtąd jej podstawową pasją: pomoc w realizacji tego, co Karol Wojtyła – Jan
Paweł II uznał za najważniejsze zadanie współczesne: uzdrowienie, uczynienie
szczęśliwą i świętą ludzką rodzinę. Pracowała na tym polu niestrudzenie, tak w
Polsce, jak na płaszczyźnie międzynarodowej. Napisała w związku z tym szereg prac
o przygotowaniu do małżeństwa i o właściwej postawie wobec współżycia płciowego.
Drugim terenem jej wysiłków było zorganizowanie i uaktywnienie lekarzy w służbie
życia i rodziny. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, jak wielki wpływ wywierają
często lekarze na los ludzi w ogóle, a rodzin w szczególności. W roku 1994 została
mianowana członkiem Papieskiej Akademii Życia. Współpracowała też z Papieską
Radą dla Pracowników Służby Zdrowia. Po stworzeniu Papieskiej Rady Rodziny w
roku 1983 razem z mężem zostali jej członkami.
W 1981 roku została odznaczona medalem „Pro Ecclesia et Pontifice”, a w roku 1999
Medalem Polskiego Senatu, Medalem św. Jadwigi Akademii Papieskiej w Krakowie i
Komandorią papieskiego Orderu św. Grzegorza. W 2012 r. odznaczona Krzyżem
Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, zaś w 2016 – Orderem Orła
Białego.
Zawsze była gotowa pomagać ludziom, przede wszystkim małżeństwom w kryzysie i,
naturalnie, jako psychiatra, osobom mającym kłopoty ze swoją psychiką – i nigdy nie
traktowała tego jako czegoś, za co wystawia się rachunki. Jeśli chodzi o jej styl
kontaktów z otoczeniem, to sądzę, że bardzo dobrze charakteryzuje go określenie,
ukute przez grupę zaprzyjaźnionej młodzieży: ostrogadka dobrotkliwa. Lubiła bowiem
wyrażać się krótko i bez „owijania w bawełnę”, czyniąc to zawsze w kontekście i w
intencji pomocy temu, z kim rozmawia.
W swoich poglądach pozostawała zawsze jednoznaczna. Była działaczką pro-life i
obrończynią życia poczętego. – Macie i musicie planować świętość, działanie, ale nie
życie, bo nie macie władzy, żeby dać życie. Każde dziecko jest bowiem dziełem Boga, a
nie człowieka – powiedziała.